środa, 10 kwietnia 2013

"Ostrze działało jak narkotyk" 2#



Przeczytaj Notkę pod rozdziałem !!

______________________



Nie spodziewałam się po niej takiego zachowania. Ani po mamie, ani po cioci... Zranili mnie już na całe życie, które z resztą teraz legło w gruzach. Siedziałam tak chyba z 3 godz. myśląc nad moim życiem. Nagle przypomniałam sobie, że w mojej szafce nocnej mam żyletkę. Wyjęłam ją i przez 5 min. trzymałam, patrząc na nią. Zdecydowałam. Przyłożyłam ostrze do żył i lekko przejechałam. Bolało jak skurwysyn, ale na jednej ranie nie poprzestałam. Cięłam po kolei swoje ciało. Wiedziałam, że robię źle, ale moje życie nie miało sensu. Położyłam się na podłodze. Ostrze działało jak narkotyk. Chciałam więcej i więcej. Wtedy nie myślałam już o problemach. Może po każdej wypływającej ze mnie kropli krwi, moje problemy znikały ? Zaraz zemdlałam ...

                                                               *Oczami Amy*



Alice długo nie schodziła z góry. Wiedziałam już co się stało, ale nie spodziewałam się, że ona źle zareaguje. Okej dowiedziała się, że przez całe życie była oszukiwana, ale z drugiej strony była siostrą HARRY'EGO STYLESA. Takie ciachoo... Amy ! Opanuj się ! Nie lubisz ich. Nie mogę siebie oszukiwać. Uwielbiam tą 5 idiotów. Zaniepokoiłam się, bo dziewczyna już przeszło 3 h. siedziała na górze ! Postanowiłam z nią porozmawiać. Lekko wstałam z sofy i udałam się do pokoju Alice, który znajdował się na piętrze. Zapukałam - Nic. Drugi raz - po raz drugi nic. Postanowiłam wejść, bo brałam pod uwagę, że Alice po prostu poszła spać. Otworzyła ostrożnie drzwi i ....


- Mamo ! - Wydarłam się ze łzami. Alice leżała na podłodze, w kałuży krwi. Podbiegłam i zaczęłam nią trząść. Nic. Mama wparowała do pokoju. Była w szoku.


- Co ty kurwa tak stoisz! Dzwoń po karetkę - krzyknęłam przez łzy. Byłam mocno przywiązana do tej niby miłej dziewczynki. Mama czym prędzej złapała za telefon. Krzyczałam do Alice, ale to nic nie dawało. Jej powieki wciąż trwały bez ruchu. Zaraz przyjechała karetka. To działo się za szybko. Nie pozwolili mi jechać, ale mama pojechała. Jak ta idiotka mogła tak postąpić. Zachowała sie jak ... Gówniara? Usiadłam w kuchni przy wyspie i przeglądałam nasz stary album. Teraz zebrało mi się dopiero na refleksje ? Boże Amy ! Ogar! Widziałam trochę już zniszczone zdjęcia, na których ja i Alice bawiłyśmy się w agentki. Uśmiechnęłam się automatycznie. Dlaczego taki pech musiał spotkać moją rodzinę ? Było około 23:00 Gdy usnęłam na blacie w kuchni. Obudziły mnie dziwne wibrację. Wstałam nie ogarniając sytuacji. Wyjęłam telefon i zobaczyłam, że dzwoni do mnie mama.
Ja(J) Mama(M)
J- Halo.
M- Spałaś ?

J- Mamo, jest 02:00, ja dzisiaj jeszcze idę na zajęcia. Musiałam się na trochę położyć. Jak z Alice ?
M- Właśnie ja w tej sprawie. Amy z każdą sekundą jest coraz gorzej, a dziewczyna teraz już nawet zaczyna nie reagować na wstrząsy...
J- Mamo ! Nie myśl tak ! Ona jest silna !Da rade !
M - Wierzę. Nie uwierzysz kto koło mnie czeka. Anne. Jak ona mogła tu przyjść ? Ale fakt pogadałyśmy i decyzja podjęta. Jeżeli Alice już wiem, musi zaakceptować nową mamę, dlatego musi się wyprowadzić.
J- Spójrz co ty gadasz ?! Ona tego nie przeżyje !
M- Amy...
J- Nie mamo. Przemyśl to. Cześć.
Rzuciłam oschle i się rozłączyłam. Nie dziwię się, że się pocięła. Sama bym to zrobiła. Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. O tak było mi tego trzeba. Wyszłam w mojej, nieco za luźnej piżamie. Poszłam do siebie i usnęłam. Obudziłam się o 04:43, bo nie mogłam za bardzo spać. Podniosłam telefon i zauważyłam, że mam sms. Był od mamy.

"Skarbie, nie bądź na mnie zła. Alice przeżyła. Teraz leży przypięta do tych wszystkich urządzeń ... Możesz przyjechać. Czekam. Mama"



Wiedziałam, ona jest silna. Pobiegłam szybko się ubrałam. Zbiegłam na duł i zamówiłam taksówkę. Jeszcze się uczesałam. Taksówka dość szybko przyjechała. Wybiegłam i powiedziałam kierowcy gdzie ma się udać. Po jakiś 15 min. dojechałam. Wbiegłam do szpitala.

- Alice Bloom. Gdzie leży ? - zapytałam szybko.
- Nie moge osobą 3 udzielać informacji - powiedziała babka zza lady.
- Niech pani mi powie, dopóki jestem jeszcze spokojna ! - krzyknęłam.
- Ona może wejść. - usłyszałam głos zza siebie. Odwróciłam się i zobaczyłam mamę niosącą herbatę.
- Chodź za mną. - powiedziała rodzicielka i za chwilę byłyśmy przed salą Alice. Bałam sie wejść, ale to zrobiłam. Usiadłam na starym, niebieskim, plastikowym krzesełku i złapałam ją za zdrową rękę. 
- Alice, proszę cię, obudź się. - powiedziałam po cichu.
- Co jest ..? 
                                                                 *Oczami Alice*

Poczułam ból i się obudziłam z niekończącego się snu. Było ciemnawo, ale i tak wiedziałam, że nie jestem w domu. Odkręciłam głowę i zobaczyłam Amy. Płakała. Zaczęłam się rozglądać, ale nie mogłam skojarzyć gdzie jestem.
- Co jest ? - spytałam. Amy lekko drgnęła i się uśmiechnęła. Chciałam ja przytulić, ale dopiero teraz zauważyłam, że jedna moja ręka jest w bandażach, a do mnie przyczepione są różne kable.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Nigdy mi więcej tak nie rób - powiedziała cicho dziewczyna.
- Powiedz mi gdzie ja jestem ? - zapytałam.
- Jesteś w szpitalu, pojebańcu. Cięłaś się ! - krzyknęła, ale po cichu. Dopiero teraz skojarzyłam wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Do sali weszła oba mi kobieta. Poprosiłam, aby Amy wyszła i sama usiadła na jej miejscu.
- Alice, wiem, że nie wiesz kim ja jestem, ale zrozum to co powiem będzie bardzo ważne. - powiedziała.
- Wiem kim PANI jest. Anne Cox. Niestety. - podkreśliłam słowo "Pani".
- Alice. Przepraszam. - powiedziała po cichu łapiąc mnie za rękę.
- Jedno gówniane "przepraszam" nie naprawi 18 lat! - krzyknęłam.
- Alice. Chcę, żebyś ze mną zamieszkała. Abyśmy mogły sie lepiej poznać. - odpowiedziała jeszcze ciszej.
- Zrujnowałaś mi całe życie. Oddałaś mnie do domu dziecka. A teraz ni stąd ni zowąd pojawiasz się w moim życiu i je niszczysz - krzyknęłam resztkami sił.
- Kochanie, zamieszkaj proszę cię. Jeżeli nie będzie ci coś pasować wrócisz do Meg. - mruknęła. Do sali weszła ciocia, która dziwo pomagała mnie ubłagać. Zgodziłam się, bo nie miałam innego wyboru. Przez te 4 dni, kiedy siedziałam w szpitalu odwiedzało mnie wiele osób. Potem wyszłam i pojechałam jeszcze do siebie. Spakowałam się i ruszyłam w stronę auta, którym przyjechała po mnie PANI COX. Jechałyśmy w zupełnej ciszy. Obiecałam, że będę odwiedzać Amy i Kate. No i oczywiście Meg. Podjechałyśmy pod wieeelki dom. TO można nazwać domem ?
- Gdzie jesteśmy ? - zapytałam.
- Jesteśmy u chłopaków. Ja z mężem musimy wyjechać w delegację. Będziesz na razie mieszkać u nich. - odpowiedziała ze spokojem. Ma już u mnie wielkiego minusa!...

                            ______________________________________







Jak wam się podobają dalsze losy Alice ?


Mi nie za bardzo ;/...


Posty będą dodawane baaardzo rzadko,


gdyż mam karę na kompa


za moje słabe oceny.


Ale myślę, że się nie obrazicie ;*



~Zuzaa :D

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Jestem pierwszy raz i mi się bardzo podoba. Chce dalej.... ♥

    blogfajnejolki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. masz talent to jest mój blog dopiero dzisiaj zaczełam ale mam nadzieję że będzisz go śledzić mojpiesjenny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję. To dla mnie bardzo ważne ;)